W Polsce temat pijanych kierowców jest już tak zgrany, że wydaje się, iż już nic nie ma tu do dodania. Jednak każda kolejna tragedia powoduje, że media opisują wydarzenie, apelują, gromią, a sieć aż grzeje się od komentarzy. Tylko cóż z tego...
Ledwie kilka dni temu celebrytka, Joanna L. po pijanemu spowodowała wypadek w centrum Warszawy. Szczęściem, poza ogromnymi stratami finansowymi, nikt nie ucierpiał (poza wizerunkiem tejże znanej osoby...), ale tłumaczenia pani Joanny były tyleż co bzdurne, jak i pokrętne (nie wiedziała, że jest pijana?...). Kto wie, jak sprawa się skończy, bo Polska to dziwny kraj, gdzie nazwisko, kontakty i pieniądze czynią cuda prawnicze. Pewnie najbardziej dolegliwe będzie potępienie Joanny L. przez tzw. elity (choć zwykle krótkotrwałe) i utrata kontraktów na udział w znakomicie opłacanych programach czy reklamach. Los jednak tak chciał, że w kilka dni po pani L. gdzieś tam w Polsce, za kierownicą bmw usiadł pijany 37-latek, już z zakazem prowadzenia pojazdów za jazdę pod wpływem alkoholu. Na prostej drodze spowodował czołowe zderzenie z autem prowadzonym przez 27-letnią kobietę, w 7 miesiącu ciąży. I ona i dziecko zginęli. Tyle, koniec. A..., jeszcze mąż ofiary leży w szpitalu, w ciężkim stanie, ale jego tragedia dopiero się zacznie, kiedy dowie się, że stracił żonę i dziecko... Tenże wiejski pogromca dróg wsiadł do auta po wypiciu - podobno - 8 piw (choć kto wie ile tego było, skoro sprawca sam przyznał sie do spożycia takiej ilości alkoholu). Jechał z pełną świadomością, że prowadzić mu nie wolno - i dlatego, że jest pijany, i również z powodu sądowego zakazu. Cóż z tego... Razem z nim wsiadł do samochodu jego kolega - doskonale wiedząc, z kim jedzie (zresztą pewnie był w podobnym stanie jak kierowca-morderca, bo uciekł z miejsca wypadku). Kluczyków nie zabrali mu także współbiesiadnicy... Tej śmierci jesteśmy zatem winni my wszyscy..., Polacy - bogaci i biedni, wykształceni lub nie, mieszczuchy i mieszkańcy maleńkich przysiółków, młodzi i starzy... Bo zgadzamy się, by nasi bliscy, znajomi wsiadali do aut "po kielichu". Bo nie chcemy obrazić gości imienin u cioci, wesela czy "domówki"..., bo facet jest taki maczo, gdy z piskiem opon rusza spod domu, a we krwi buzuje mu adrenalina wymieszana z alkoholem..., no bo jak to tak - zepsuć sobie układy z kumplem, bo przejedzie parę kilometrów po piwie...? A tak, drodzy oburzeni..., piszący srogie komentarze w necie, skazujący pijaka-kierowcę na najgorsze kary... Żadne prawo nie zrobi więcej niż powszechne potępienie dla jazdy po alkoholu, a przede wszystkim nic tak nie "poprawi statystyk", jak brak zgody na wyjazd kolegi, koleżanki, brata, ojca, męża, kiedy wypił alkohol. I nie ma co się oburzać... Że my to na pewno nie pozwolilibyśmy na coś takiego, że mamy zasady, że to nieprawda... Na ilu weselach, chrzcinach, domówkach, ustalane są i przestrzegane zasady rozwozu uczestników? Ilu gospodarzy imprezy zabiera kluczyki swoim wstawionym gościom, którzy szykują się do drogi? Jak wyglądają parkingi przed nocnymi klubami, dyskotekami? Ile aut wyjeżdżających z takich miejsc prowadzonych jest przez pijanych czy "podpitych" kierowców, a obok siedzi kilku pasażerów? Prawo to nie cudowna różdżka, która załatwi każdą sprawę za nas. Niestety, tym razem potrzebna jest przede wszystkim powszechna zmiana mentalności Polaków, czyli nas wszystkich. A każdy sprawca wypadku, nim prawo znajdzie na niego paragraf, może powinien spojrzeć w oczy rodzin ofiar i zobaczyć, że zabrał życie nie anonimowej osobie, a czyjejś ukochanej żonie, matce, córce czy synowi... Że komuś w sekundzie rozsypał się świat, marzenia i plany na przyszłość, a ból po stracie zostanie na lata... Pamiętajmy o tym, kiedy kolejna zakrapiana impreza będzie zbliżać się ku końcowi...
Marek Dusza » Wyślij komentarz
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się lub zarejestruj.
» Brak komentarzy
Nie ma tu jeszcze komentarzy.
|