Poszkodowany, jako emeryt, od 2003 r. prowadził działalność gospodarczą.  Wyrejestrował ją w ZUS w październiku 2005 roku, w lutym 2006 r. - w urzędzie miasta. Informacja o tym powędrowała z ratusza do urzędu skarbowego, statystycznego
i ZUS.
Po ośmiu latach od zaprzestania działalności emeryt dowiedział się, że zalega ZUS z jedną składką zdrowotną. Mimo że ma dowód, iż ją wpłacił, pieniądze na konto zakładu nie dotarły. Ale tylko on poniesie tego konsekwencje. Zakład domaga się należnych pieniędzy z odsetkami. Suma nie jest wielka, jednak przedsiębiorca czuje się poszkodowany. Winny jest zakładowi 2,22 zł składki za wrzesień 2003 i całą składkę za sierpień 2005, której podobno nie zapłacił w ogóle. Z odsetkami 307,93 zł. Na razie, bo odsetki rosną.
Przedsiębiorca składkę na pewno zapłacił, na konto ZUS, w Agencji Finansowej Grosik - ma dowód w formie pisemnego potwierdzenia wpłaty. ZUS przez te wszystkie lata nie poinformował płatnika o zaleganiu ze składką, bo... NIE MUSI. Jak wyjaśniał rzecznik regionalnego oddziału ZUS: "Przedsiębiorca ponosi wszelkie konsekwencje braku składek na koncie w ZUS, nawet wówczas, gdy dokonał wpłaty, a firma w której opłacił składki nie przekazała ich do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych”.

Emeryt-przedsiębiorca oddał sprawę do sądu. Rozprawa wkrótce, ale morał z tej opowieści jest taki - pilnujmy się - biedni "podopieczni" ZUS, bo nie znamy dnia ani godziny... Sprawdzajmy swoje konto w ZUS, żądajmy potwierdzenia niezalegania ze składkami - dla własnego dobra, a nie z miłości do tej wszechwładnej instytucji. Bo wygląda na to, że - jak na razie - obywatel w zderzeniu z twardą rzeczywistością ZUSowskiego "nicniemusimy", na ogół mocno obija sobie swoją niedoinformowaną d*pę...